- Budzi się. Alexander chodź szybko!
Nie wiedziałam co się dzieje. Bolała mnie głowa, miałam wrażenie, że moje
powieki są jak z ołowiu, nie byłam w stanie ich otworzyć. Słyszałam jak tata
podchodzi do łóżka, dotkną mojej ręki, ale ja nie chciałam tego dotyku,
chciałam go odepchnąć, ale nie miałam siły. Nie chciałam go znać, matki zresztą
też nie. Zniszczyli mi życie.
- Kochanie, słyszysz nas?
Ruszyłam lekko głową na znak potwierdzenia.
- Jesteś w szpitalu. Ledwo Cię uratowali. Czyś Ty zwariowała?! Mogłaś umrzeć?!
No i zaczęło się to co zawsze – krzyki. „No i co z tego?! I tak was to gówno
obchodzi” wykrzyczałam w swojej głowie.
- Uspokój się! Zostaw ją w spokoju.– krzyknęła mama.
Wiedziałam, że mnie kocha, ale nie dbała o mnie, tak jak nie zależało mi na
skrzywdzeniu jej, tak ojca miałam ochotę zabić własnoręcznie. Nienawidziłam
bydlaka.
- Skarbie, widzisz, bo kiedy znalazłam Cię w pokoju, zadzwoniłam po karetkę,
ale za nim przyjechała to byłaś w stanie śmierci klinicznej. – ostatnie słowa
przyszły jej trudno, słyszałam, że przełyka ślinę.
- Kiedy karetka przyjechała, od razu zabrali Cię do szpitala, niestety
wystąpiły pewne komplikacje podczas przywracania Cię do życia i podczas
operacji...
„Jakie kuźwa komplikacje?!”. Wykrzyczałam w głowie i czułam, że dzieje się coś
niedobrego.
- Kochanie chodzi o Twój wzrok. Nic nie mogli zrobić, póki co nadal nic nie
mogą z tym zrobić, ale czasem zdarza się, że to mija, że to tylko chwilowe.. –
głos się jej załamał. – Nie mogę jej tego powiedzieć...
- A czemu nie?! Zniszczyła nam ostatnie lata życia gówniara, dobrze jej tak!
Ślepa jesteś gnojku! Słyszysz?! ŚLEPA!! – wydarł się mój stary po czym zaczął
się śmiać. Jak ja nienawidziłam gnoja.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam! To
nie możliwe... Nagle jakbym dostała dawkę energii, podniosłam powieki i nic. NIC
NIE ZOBACZYŁAM. Zaczęłam płakać, mama widziała tylko jak z moich martwych oczu
wypływają łzy. Pogłaskała mnie po głowie i powiedziała, że będzie dobrze, że
zrobimy operację.
- Żadnej operacji nie będzie! Jak tylko wyjdzie ze szpitala wyląduje w
zakładzie poprawczym i niech się nią tam zajmują! Nic jej juz nie pomoże...
Matka zaczęła płakać.
- Nie chcę Cię znać! Zostaw moją córkę i spieprzaj do swojej blond kochanki!
Może z nią będziesz szczęśliwszy!
Ojciec jeszcze pokrzyczał i wyszedł z hukiem z sali. Ja nadal nie wierząc w to
co się stało odwróciłam się plecami do mamy i zaniosłam się spazmatycznym
płaczem.
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nieeee.... – powtarzałam szeptem, nie
mogąc sobie wyobrazić mojego życia. – Równie dobrze mogłam się zabić od razu. –
przeklinałam siebie, że nie wzięłam więcej tabletek.
Po kilku dniach wypisano mnie ze
szpitala, matka jak zwykle wróciła do ojca. Właśnie dlatego jej nienawidziłam,
pozwalała traktować się jak szmatę, była na każde jego zawołanie.
Ojciec przyjechał po mnie do szpitala i powiedział tylko, że teraz zawiezie
mnie tam gdzie moje miejsce. Bardzo przeżywałam, że nie mogę nic zobaczyć, miałam
nadzieję, że słowa mamy, że to chwilowe, się sprawdzą i znów będę widzieć.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce
usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi z mojej strony.
- Dzień dobry Emily. Nazywam się Anna i jestem opiekunką oraz pielęgniarką w
naszym ośrodku wychowawczym „St.Tropez”. Kobieta po głosie wydawała się być
dużo starsza, gdzieś tak ok. 50lat, ale podobał mi się jej głos, był ciepły,
zachęcający.
„Co za przewrotna nazwa” pomyślałam.
- Dzień dobry, nazywam się Emily i przyjechałam się poopalać, mam nadzieję, że
jest jeszcze jakieś dobre miejsce? – zapytałam z sarkazmem.
- Zachowuj się cholera! – wrzasnął ojciec.
- Zaprowadzę Cię teraz do Twojego pokoju. – powiedziała Anna z uśmiechem, nie
zwracając uwagi na mojego ojca.
Poszliśmy najpierw prosto, potem weszłam, przez jakieś drzwi, a potem jakoś tak
dużo zakrętów było i się pogubiłam.
- No i jesteśmy.
Weszłyśmy do pokoju, Anna położyła moją rękę na łóżku tak, żebym sama sobie na
nim usiadła. Nagle do pokoju ktoś wszedł.
- Cześć Anna. – był to mężczyzna, młody, ale miał bardzo aksamitny głos, nie
był chyba Anglikiem, bo miał lekko wschodni akcent. Usłyszałam jak podchodzi do
Anny i całuje ją w policzek.
- No widzisz Em co ja z się z nim mam? A tak w ogóle... – podeszła do mnie i
wzięła moją rekę. – Em to jest Zayn, Twój „opiekun”. – powiedziała po czym
położyła moją rękę na ręce tego chłopaka. Miał duże dłonie, ale niezwykle
delikatne. Podobał mi się ten dotyk, stwierdziłam, że już go lubię.
- Zayn jest tutaj od 3lat i jest naszym najdłuższym bywalcem, który niestety
również dużo podróżuje, no ale ja was zostawiam, pogadajcie sami.
„Dziwne” pomyślałam. „Od kiedy wszedł nie powiedział do mnie jeszcze ani słowa..”
- Cześć Em, no więc jestem Zayn, mam 19lat i jestem tutaj bo niestety miałem te
same przyzwyczajenia co Ty teraz, ale mnie udało się uratować....
Kuźwa, przepraszam. – powiedział szybko, kiedy zorientował się jakie były jego
ostatnie słowa.
- Nic nie szkodzi. – zaczęłam się śmiać. – Jestem Em, mam 18lat, no i sam wiesz
co tu robię i do czego mnie to zaprowadziło. Przepraszam, ale czy ja Cię nie
znam?
- Hahahah... no całkiem mozliwe. Zapomniałem dodać Zayn – członek 1D.
- Aaaaaa.... no tak! Moja przyjaciółka was uwielbia, dużo o was opowiadała. Jak
się Liz dowie, że jesteś moim opiekunem to radzę uciekać. – zaczęłam się śmiać.
- Lubię Cię, jesteś zabawna, potrafisz dostrzegać niektóre rzeczy... –
powiedział Zayn.
- Ja też Cię lubię i mam nadzieję, że to nie jest chwilowe. – po czym znów
zaczęłam się śmiać, a Malik razem ze mną. Czułam, że w końcu spotkałam na mojej
drodze kogoś kto mnie zrozumie. Chyba powoli zaczynałam rozumieć znaczenie
słowa „szczęście”...
x